Kalendarz
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 |
08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
moje wiersze to ja
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 |
08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
Miłość jak motyl pięknie się rodzi,
mieni się tęczy barwami,
serca czyjegoś nie zawiedzie,
może troszeczkę - czasami.
Jest taka cudowna, dla nas istnieje,
nawet łez nie ofiaruje,
choć czasem trochę smutku przyniesie,
zaraz uśmiechem prostuje.
A jednak czasami wywoła burzę,
gdy życie gromy dostaje,
ona spowita w czarne chmury,
z nami się rozstaje.
Bywa, że kiedyś się odrodzi,
choć może nie taka sama,
nie jest tak piękna jak poprzednia,
lecz także przecież kochana.
A moja miłość ma kolor błękitny,
chowa się w jego oczach,
za firankami rzęs przepięknych,
jest dla mnie taka urocza.
Nawet gdy mrozem czasem powieje,
ona roztopi lody,
rozpala gwiazdy, słońce rozgrzewa,
a wiatr nie powieje chłodem.
Więc kiedy widzę te piękne chabry,
serce się moje raduje,
przy takich niebieskich odcieniach,
uczucie się nie marnuje.
Oczy mam przymknięte,
bo za oknem świta,
czuję chłód poranka,
który dzień już wita.
Myślę sobie; pięknie,
jestem już gotowa,
słyszę jak się budzi,
wiosenna przyroda.
Oddycham głęboko,
rześkie jest powietrze,
ile tego zdrowia,
dzisiaj w płuca zmieszczę?
Ile dźwięków pięknych,
zapamiętam sobie,
póki mogę jeszcze,
nie chowam w chorobie.
Takie piękne chwile,
warto odnotować,
inne przyjdzie życie,
będzie co żałować.
Buda burka; szef podwórka,
a pod płotem grzebie kurka,
gąska skubie trawkę sobie,
a w kurniku pachnie drobiem.
Pod parkanem chrumka świnka,
podkopuje witaminkę,
źrebak bryka sobie z klaczą,
na to wszystko cielę patrzy.
Taka to jest ta rodzinka,
chlewik, stajnia, wieprzowinka,
trochę drobiu i wołowe,
wszystko razem doborowe.
Przyszło się zmagać z różnymi myślami,
wiele jest za i przeciw w szeregu,
tak trudno podjąć ważne decyzje,
nie wiesz co robić, dlaczego?
Jesteś jak glina w ręku garncarza,
on to dobierać potrafi kształtami,
tak twoje życie jest jedną formą,
sam je nakreślasz czyimiś palcami.
Życia obojętność,
to reakcja na ból,
zatopiony w nim smutek,
bez uczucia - bo twój.
Zima jeszcze daleko,
a tu skute lodem,
całe myśli zmarznięte,
a ty jesteś powodem.
Tak niewiele trzeba,
by nie było bierności,
kiedyś się kochali
- przypomnieć im o miłości.
Trzeba stopić to co złego,
w ich sercach się zamroziło,
i pokazać to wszystko,
co w uczuciu tym się mieściło.
Drogi poeto, z wrażliwym sercem,
życie dobrze rozumiesz,
piękno postrzegasz, gdzie inni nie widzą,
dobrze w swym świecie się czujesz.
W swej wrażliwości, często więc piszesz,
to wszystko, co mówić nie warto,
bo kto zrozumie twoje myśli,
przelane na białą kartę?
Kiedy więc chowasz się za wierszami,
jakże ci w nich wygodnie,
tutaj już wszystko z duszy przelałeś,
pisałeś też i o mnie.
Zamykasz notes, pióro odkładasz,
może na dzisiaj wystarczy,
już uleciały czarne motyle,
sen przyszedł do ciebie otwarty.
W swoich objęciach zaczął kołysać;
odpływasz już w tych ramionach,
powróci rano twoja świadomość,
odporna, wyćwiczona.
Nadzieja ma skrzydła szerokie,przestworza przemierza latami,
w powietrzu czuje się dobrze,więc frunie razem z ptakami.
Ma teraz uśmiech perlisty,ramiona przytulne, bezpieczne,
a kiedy się psuć coś zaczyna,wtedy odwiedza i we śnie.
Hojnie rozdaje radości,każdemu jaka potrzeba,
jeśli zdoła dać szczęście,to wzbija się aż do nieba.
Jest także blisko ciebie,choć może o tym nie wiesz,
gdy będziesz jej potrzebować, po nią na pewno sięgniesz.
Zostaje z nami do końca, to życia taka podpora,
gdy gaśnie ostatnia iskierka, zawsze zostaje ona.
Ręka lekko zadrżała, w głowie myśl kiełkuje,
pędzel biegnie po płótnie, kolory dopasuje.
Artysta widzi sercem, czasem trudno malować,
uczucia swoje wiedzą, choć pomagają pracować.
Już cieszą odcienie czerwieni, żółcie, zielenie, fiolety,
powstaje obraz w ramie, lecz jeszcze nie koniec - niestety.
Bo jego muza daleko, uczucie już tęskni spragnione,
jeszcze tylko łyk kawy, i wszystko do wizji podobne.
Ciągle szarpią emocje,coś jeszcze nie pasuje,
to ten ogromny niedosyt nad nim dominuje.
Z pomiędzy myśli wybieram słowa,
uśmiecham się do nich z radością,
to one sprawiły, że będę ja teraz,
walczyła ze swoją zmiennością.
Już myślą dotykam twojego serca,
jak ono spokojnie pracuje,
wygrywa melodię swojej piosenki,
i ciałem mym dyryguje.
Tak miłe, wrażliwe, delikatne,
na słowa nie obojętne,
przytulam się teraz, słucham spokojnie,
tej zwiewnej melodii pięknej.
I rytmem jego uspokojona,
wygodnie wypoczywam,
zamknięta w bezpieczne ramiona,
w świat marzeń teraz odpływam.
Pochylona nad książką, w akcje się wtopiła,
nieobecna w realu, inną teraz była.
Śmiała się płakała,kiedy smutne strofy,
i tak godzinami życia lekki dotyk.
Przenosi się w myślach w ten świat nierealny,
ale jakże inny, bliski i zabawny.
I akcja za akcją, toczy się tam życie,
wesołe, zabawne, różowe, w błękicie.
Pełne niespodzianek, anegdot, nieśmiałości,
takie miłe, spokojne, bez cienia próżności.
W myślach boje toczy, bo zamęt się dzieje,
tak to właśnie bywa, gdy są marzyciele.
Chcesz dołączyć do nich, to proste zadanie,
musisz łapać w dłonie uśmiech na śniadanie.
Potem wraz z wiatrami wznosić się do góry,
tam ich właśnie spotkasz, doganiają chmury.
Kiedy nocka zawitała,przyszedł czas na spanie,
więc wtuleni w swe poduszki - to już zasypianie.
Jak w letargu tym głębokim - piękne są marzenia,
w mocy pięknych, szczerych pragnień, wiele się już zmienia.
Bo ten sen bajeczny, błogi, tak się rozpoczyna;
był tam chłopiec zakochany i jego dziewczyna,
ich spojrzenia i ich dłonie razem się spotkały,
a te pierwsze pocałunki smak poziomek miały.
Najważniejszy dotyk dłonią rozgrzanego ciała,
był gorący niby lawa, która zejść już miała,
niespokojne dłonie biegły, dotykały z lubością,
tak się teraz poznawali, jaśnieli radością.
Świat się kręcił nad ich głową,gwiazdy podglądały,
a im ciągle mało siebie, oczy blask zmieniały.
Kiedy rozkosz cel osiąga, miłość jest spełniona,
teraz razem zespoleni, on i także ona.
Zakochani, swoją miłość sobie wyznawali,
i do końca snu mojego razem pozostali.
A co potem mogło być, nie nam to osądzać,
lepiej może teraz będzie, taką miłość poznać.
Nie trudno było sięgnąć gwiazd,
lecieć w szarość po błękicie,
lecz gwiazdy, które w sercu mam,
zmieniają teraz moje życie.
One błyszczą pięknem wysoko,
mówią do siebie, i świecą z mocą,
a ja spoglądam, wyciągam ręce,
chcę je dla siebie, ale po co?
Jedna już spada w moje dłonie,
pięknie me serce oświetliła,
ja chwytam jedną, drugą w locie,
będą tej nocy duszę cieszyły.
A kiedy ranek rozświetli niebo,
gwiazdy ustąpią, pójdą za nocą,
wrócą, gdy słońce spać się położy,
znowu nad głową mi zamigoczą.
Pełna nadziei, spoglądam w górę,
na nieboskłonie bajecznie, pięknie,
podziwiać warto te dzieła natury,
i w sercu moim układać piosenkę.
Siedem róż herbacianych, Tobie przesłać pragnę,
każda chce powiedzieć coś o sobie ładnie.
Pierwsza róża to przyjaźń,piękna sama w sobie,
razem z drugą - uśmiechem, miła nawet w chorobie.
Trzecia, wielka radość, ważna jest dla duszy,
czwarta, wielkim szczęściem, gotowa do wzruszeń,
piąta, jakże szczera, szósta chce być wierną,
a ta siódma róża, miłością niezmienną.
Te przepiękne róże, przedstawiły się Tobie,
przyjmiesz je ode mnie, czy zostawić mam sobie?
Może jednak ku zgodzie, podzielimy się nimi,
dla spokoju serca, kolor im zmienimy?
Noc zaduma, cicha przystań,
rozmawiam z milczeniem,
a gdy dyskutuję z myślą,
daje mi wytchnienie.
I to moje zamyślenie,
noc przykryła płaszczem,
lekka nutka popłynęła,
zatrzymana czasem.
Przyjdzie ranek, świt rozbłyśnie,
włączam ja już zmysły,
a me senne te marzenia,
z brzaskiem właśnie prysły.
Weź mój mały skromny świat, cichy i jasny,
pokój bezpieczny, a co ważne - własny.
Spokojna przystań, ogród pachnący,
cały w pięknych kwiatach, kolorami mieniący.
Tutaj ciągle szczęście puka do drzwi moich,
w bujanym fotelu spokój śpi do woli.
A do tego jeszcze parę gwiazd na niebie,
i gdy tylko zechcesz, mrugają do ciebie.
Trochę rosy na trawie, zamiast łez raniących,
i ogniska pod księżycem, i cykad grających.
To taki świat baśni, wspólne marzenia,
małe radości, i trochę zmartwienia.
Granice 3
Wszystko ma swoje granice; rzeka, i pola, i lasy,
dzień, noc, zmrok, wieczór, ograniczone przez czasy.
Góry nigdzie nie pójdą, mają swoje miejsce,
nawet potoki rwące, ograniczoną przestrzeń.
Lecz serce człowieka granic nie zna,
gdzieś niespokojnie wciąż ciągle biega,
stale coś szuka, za czymś goni,
na sobie polega, od problemów nie stroni.
Ale gdy znajdzie swoje stałe miejsce,
będzie spokojniejsze, bo znalazło szczęście,
teraz siedzi w domu, rodziny dogląda,
tylko tak czasami za siebie spogląda.
Gdy wstawałam wczesnym brzaskiem,pachniało w domu kawą,
a pod płytą tańczył ogień, tak świtało z mamą.
I bezpiecznie było w domu, cisza szła spać z rana,
dzień się budził ze słońcem, pierwsza była mama.
Potem wszyscy sobie poszli, do szkoły, do pracy,
w domu zostawała mama, bo jakże inaczej.
A na stole, gdy wracałam, talerze już stały,
bo to obiad czekał na nas, praca naszej mamy.
Wieczór szybko był zmęczony, bo trudu niemało,
ostatnia szła odpocząć mama, ciągle się to powtarzało.
I tak biegły lata całe, wszystko się zmieniło,
ja zostałam także mamą, i się powieliło.
Stanęłam nad urwiskiem,ciemna przepaść pod stopami,
jeden dłuższy krok do przodu, i problemy już za nami.
Patrzę w czerń tę niebezpieczną, do siebie mnie przyciąga,
jeden zawrót głowy, i ciało ulgi dozna.
Już nie będzie bólu, nawet fizycznego,
tylko spokój i ulga, coś wyjątkowego.
Jednak cofam się powoli,krok za krokiem stawiam,
jeszcze może powalczę,głębię tę zostawiam.
Oglądam się za siebie,nadzieja się zapala,
wyciągam po nią rękę, serce mi pozwala.
Kiedy odszedłeś, choć nie musiałeś,
były szalone to twoje wybory,
więc światem moim zatrząsłeś całym,
bo pokazałeś swoje humory.
Na moje szczęście poszedłeś sobie,
ślad niemej pustki pozostawiłeś,
a dla akcentu trzasnąłeś drzwiami,
z życia mojego się ulotniłeś.
I zajaśniało cudownym spokojem,
cisza mi śpiewa już długie lata,
ale czasami gdy przyjdzie płomień,
to melancholia w rytm serca się wplata.
Po co jest młodość; by szybko ulecieć,
zostawić po sobie wspomnienia i żal,
a może po to , by za nią tęsknić,
gdy nasza odejdzie w siną dal?
Być może jest po to, by pamięć wypełnić,
tym co daje radość w głupoty czas,
bo przecież ona bywa beztroska,
leci w płomień życia, który zgasł.
Cóż komu po niej, gdy jesień nadejdzie,
zachowa nostalgię i tęsknoty łzy,
a jednak chętnie powracamy pamięcią,
do tych radosnych, zakochanych chwil.
Garść ziemi czarnej w dłoń swoją wezmę,
przysypię ziarnko słodkiej pomarańczy,
za parę miesięcy wyrośnie drzewko,
na wietrze dla mnie wesoło zatańczy.
Wiele przyjaźni jest pielęgnowanych,
wypróbowanych w trudnych godzinach,
i jeśli dobrze są one zadbane,
jak te cytrusy trwać będą przy nas.
Podlewaj słowem, dobrymi gestami,
ozdabiaj uśmiechem twarz na przywitanie,
bądź też podporą i fundamentem,
a nic przykrego wam się nie stanie.
Z wody wyrosły kwiaty,
wabiły barwą i wonią,
na jednym pożywiał się motyl,
rozkładał skrzydła, kolory odsłonił.
Żadnej grozy nie wyczuł,
a jednak ona przyszła,
jedna kropelka żywicy,
i pyłek kwiatów już wyschnął.
Druga spadła na niego,
i zginął w nią wtopiony,
nawet nie zauważył,
kiedy został zniewolony.
Minęły miliony lat długich,
i w końcu znaleziono,
w bursztynie herbacianym,
pięknie wyrzeźbiony.
Jakże cenny dla kogoś,
kto kocha klejnoty,
teraz jest już u niej,
i dla jej ozdoby.
Życie jest wielką podróżą przez wiosny, lata, jesienie,
zimy też są na tej trasie, każda pora coś zmienia.
I w tej dalekiej podróży, wszystkie emocje przeżywam,
dlatego ja dzisiaj mówię; szczęśliwa to nawet nie bywam.
Czy życie może boleć? Czasami to pokaże, że droga ta niewiadoma,
ubrana jest w wiele złych zdarzeń.
Ta moja tułaczka powoli będzie końca dobiegać,
niech życie już mnie nie boli,
co złego od życia - to przebacz...
Serce czasem boli, gdy słychać paplanie,
w pustej gadce słów, takie obmawianie.
Niemądre domysły, udawane racje,
kto, gdzie, kiedy, po co, takie konwersacje.
Plotki kiedy głodne, zachodzą do ludzi,
nasycą się dobrze, nowinki wzbudzą,
a kiedy już mogą, dzielą się wokoło,
z zachwytem to mówią swoim przyjaciołom.
Czy kiedyś się skończą? Trudno to powiedzieć,
gdzie chętnie słuchają, tam chcą wszystko wiedzieć,
co z tego, że kłamią, ich taka uroda,
one się wybielą, no cóż - czasem szkoda.
Utulę cię do snu, gdy zmrużysz powieki,
oplotę ramieniem byś poczuł mą bliskość,
a kiedy już zaśniesz, ja będę przy tobie,
byś miał we mnie cichą, spokojną przystań.
Dotknę do serca, usłyszysz bicie,
spokój swej duszy poczujesz,
a potem dzień cały będziesz radosny,
uczucie od teraz smakujesz.
Niech płynie muzyka szczęśliwa w powietrzu,
i ona niech będzie radosna,
miłości ognista, rozpalasz zmysły,
teraz już z nami pozostań.
To co serce zrujnowało, rozsądek ratuje,
wiele kopnięć życie dało, rozum kombinuje;
Żeby wszystko poukładać, zgodne było z sobą,
gdzie należy nogę stawiać, jaką chodzić drogą.
Tyle różnych ścieżek krętych, prosta jest najlepsza,
zawiłości lepiej mijać, zwykła skuteczniejsza.
Poprzewracać, zburzyć łatwo, gorzej poukładać,
aby dusza spokój miała, nią się nie zabawiaj.
Wiatr wieczorem pędził chmury,
w dół pikował z wielkim pędem,
a na ziemi szarpał drzewa,
liście zrywał, giął gałęzie.
Z czasem słabnął,cichnął sobie,
leciuteńko muskał fale,
rozbijały się o brzegi,
wyszumiały piosnki małe.
Teraz daje ukojenie,
od duchoty i promieni,
lekko głaszcze nasze ciała,
i pozmienia trochę cieni.
Tak bez przerwy biega światem,
słabnie, potem sił przybiera,
wykonuje swoją pracę,
i ma duszę marzyciela.
Wpatruję się w okno, szukam, nie wiem czego,
tam za szybą życie, zmierzam do dobrego,
moje dziś posłanie, ostatnim być może,
jeśli tylko przetrwam,zabłysnę jak zorze.
Jestem marzycielem, inny jest mój świat,
nie liczę już godzin, nie odliczam dat,
szukam pięknych rzeczy, tulę je do serca,
muskają me dłonie, zmysły w poniewierce.
Życie ci oddaję, ono jest już twoje,
teraz jestem z tobą, zatem jest nas dwoje,
i tak będzie teraz płynąć nasze życie,
ścisły umysł profesora, no i ja, marzyciel.
Tyle słów zgryźliwych teściowe słyszały,
tomik o tym napisać, byłoby to mało,
tylko skąd się wzięły te cudowne żony,
mężowie kochani, i przytulne domy?
Ktoś ich wam wychował, oddał w wasze ręce,
byście wiedli życie, szczęśliwe i piękne,
by rodziny wasze się uzupełniały,
więc cudowna żona, i mąż ukochany.
Zatem może zamiast tyle słów przykrości,
bukiet pięknych kwiatów i trochę miłości,
zamiast śmiechu, uśmiech podaruj jej może,
gdy podrzucisz dziecko, ona ci pomoże.
A jeśli w małżeństwie tobie się coś wali,
czy to nie wy sami żeście wywołali;
wszystkie te dni ciche, wiele słów niemiłych,
przy tym przecież wasze teściowe nie były.
Masz dla mnie czerwone róże,
darujesz razem z miłością,
nie chcesz już czekać dłużej,
dajesz swe serce z czułością.
Piękne te kwiaty wymowne,
bez słów powiedzą wiele,
dotykam płatki cudowne,
całuję je coraz śmielej.
Serce szalone bije,
gotowe na wiele doznań,
dla Ciebie teraz żyję,
usta me pragniesz poznać.
Zapadam w Twoje ramiona,
spokojna się teraz czuję,
bezpiecznie w nie wtulona,
słodko mnie już całujesz.
Być z Tobą to ogień i woda,
miłość mam teraz od Ciebie,
dla nas piękna pogoda,
i życie jak w pięknym niebie.
Zamykam oczy i już jesteś blisko,
jak wiatr przychodzisz z lekkim powiewem,
Dla Ciebie teraz zostawiam wszystko,
bo serca są w takiej miłości potrzebie.
Jesteś dotykiem, jasnym spojrzeniem,
porywem wichru, jak rzeka rwąca,
jak lekka mgiełka, sennym marzeniem,
jak lawa ognista, cudownie gorąca.
To jest dla Ciebie, moje kochanie;
wszystkie te słowa z serca płynące,
i dzisiaj moim jest też wyznaniem,
pięknym wieczorem z zachodem słońca.
Też z moich pragnień Ciebie stworzyłam,
więc jesteś blisko mojego serca,
z tęsknot powstałeś, i wymarzyłam,
więc gra dusza moja, płynie piosenka.
Piękna laleczka sobie siedziała,
ubrana modnie, umalowana,
patrzyła wszędzie, obserwowała,
bo była przecież bardzo zadbana.
I cała sztuczna, bo tak zrobiona,
szczególnej uwagi nie zwróciła,
więc sama siedzi teraz zmartwiona,
czy ktoś zobaczy, że chce być miła?
Piękna laleczko, w swej pięknej krasie,
przecież zabraknie kiedyś urody,
urok przygaśnie po pewnym czasie,
już zapomniałaś o duchu pogody.
Piękną zabawką jesteś laleczko,
więc ja czasami pobawię się tobą,
a teraz zerkaj w to lustereczko,
bo nie zabawisz mnie żadną rozmową.
Gdy kiedyś przyjdzie zwątpienie, a w dłoniach zostanie pustka,
żyj wtedy w tęczy kolorach, i uśmiech miej na ustach.
Daj sercu promyk nadziei, potrzebnej na długie lata,
pomiędzy srogą niepewność, włóż mądrość swojego taty.
Bo dał ją na długą podróż, służyła tobie pomocą,
gdy życie się toczyło, po stronie ciemnej nocy.
Cienie wyparły blaski, wtedy zamknąłeś serce,
ale wiesz to na pewno, że wracasz po poniewierce.
Życie utkane z pragnień, są one nam potrzebne,
kiedy się już spełniają, są jak motyle zwiewne.
I zbierasz swoje myśli, dzielisz i kontrolujesz,
dobrane odpowiednio, nimi się delektujesz.
Z tobą zatańczę jeszcze,
póki noc istnieje,
wirując w pięknym walcu,
w objęciach twoich maleję.
Taka bezwolna w ramionach,
bezpieczna i spokojna,
dotrwamy tak do końca,
i moja dusza szalona.
Wiruje w górze nad głową,
całe pokoju sklepienie,
pod stopami kurz pląsa,
szaleje też moje marzenie.
W nim się teraz zatracam,
tak jak w twoich oczach,
dzięki temu żyję,
noc jest teraz urocza.
Trwasz ze mną w tych pląsach,
piękno też chwilą żyje,
nadzieja wzięła górę,
melodia dalej płynie.
Taniec i ty, to życie,
nadziei piękny płomień,
nie odbieraj mi tego,
dla niej ja w tańcu tam
Trudny smutek Refleksyjny 8
Z głębi duszy nimfa się wyłania,
przepiękna, lśni w blasku księżyca,
a już w poświacie cień koło niej staje,
ich dwoje, i słodka ich przystań.
Przez pola, łąki, ciche lasy,
wciąż razem przez cały czas,
a nasze serca mogą się uczyć,
jak kochać to, co jest już w nas.
Przysięgi sobie dochowują,
nie liczy się nikt obok,
bo miłość jest wierna, nie zazdrości,
jest także ona z tobą.
Z nadzieją ciągle im po drodze,
ona ich nie zawodzi,
stale wiedzie prawością,
nikomu nie zaszkodzi.
Co z tym szczęściem, czy jest może,
czy ono istnieje,
wiele tu mam wątpliwości, bo źle się wciąż dzieje.
Daje wielu ludziom smutek,
zamiast dać radości,
i odbiera też nadzieję, nie wspomnę miłości.
Niby krucha porcelana, w mak się rozsypuje,
choć czasami bywa miłe,
często wszystko psuje.
Te skorupy trudno zebrać, i w całość je złożyć,
nieprzydatne w takim stanie,wady można mnożyć.
Jeśli przyjdzie, to na chwilę, potem już zostawia,
i dla niego barier nie ma, więc się tak zabawia.
A dla serca same smutki, ono szczęścia pragnie,
lecz niestety, to deficyt, smutek plony zgarnie.
W pewnej wiosce na zachodzie,wielkie poruszenie,
coś się wtedy tam zadziało, prawie nikt nic nie wie,
ale mi się to udało, że się dowiedziałam,
i to w krótkim tym wierszyku właśnie opisałam;
Kotek z pieskiem się spotkali, choć to nie jest w modzie,
wielkie sprawy zaczynali, jaki efekt, ja opowiem;
Kotek pieska w nos podrapał, trochę zabolało,
piesek kotka wziął poszarpał, tak mu się udało.
Ale przy tej też okazji ktoś jeszcze ucierpiał,
a ten czwarty z tej ferajny mi to opowiedział.
Nikt nie zyskał na tym sporze, no może troszeczkę,
rany bardzo zabolały, poleżą pod ławeczką.
A problemu nie zgłębili, po co więc szarpanie?
Bo się przecież nie zgadzamy, nikt nic nie dostanie!
Jeśli ktoś zna takie pieski, kotki takie miłe,
to zapewne już pomyśli, że to bzdury były.
Lepiej w zgodzie ze wszystkimi niż wciąż walki szukać,
i przez smutne sytuacje, imię swoje zbrukać.
Rozpostarł swoje drapieżne szpony,
krąży nad moją głową,
dopada wszędzie gdzie tylko idę,
pokaże swą twarz surową.
Jak potwór z bajki jawi się dzisiaj,
nie daje oddychać swobodnie,
splątane szpony w serce zapuścił,
przyczepił się mocno do mnie.
Zasłonił widok swoim istnieniem,
czarna ściana przed oczami,
stłumiony krzyk niemy uchodzi ze mnie,
choć teraz nieodczuwalny.
Powoli mijają dnia godziny,
szpony są coraz mniejsze,
a ja swobodna, oddycham lekko,
to do widzenia skażone powietrze.
Skażone strachem, lękiem, rozpaczą,
odpuszcza mi na razie,
teraz jest dobrze, świeżo, przyjemnie,
co jeszcze może się zdarzyć?
Bądź dla mnie życie łagodnym powiewem,
tanecznym krokiem lekkim jak powietrze,
blaskiem słonecznym na błękitnym niebie,
kolorami ziemi, dmuchawcem na wietrze.
Barwami tęczy wyściełaj mi drogę,
na łące zielonej falujące trawy,
z płatków ułóż ścieżki wielokolorowe,
muskane wiatrem tak dla zabawy.
Niech będzie ono pięknymi wierszami,
a myśli wydadzą swe ciche dźwięki,
niech płyną słowa bajeczne czasami,
wtóruje melodia w rytm raźnej piosenki.
I taka to istność by się przydała,
ale niestety, swoje serwuje,
robi co zechce, tak mi się zdawało,
i po swojemu teraz dyryguje.
Zasadził ogrodnik róże, piękne w swym kolorze,
podlewał, pielęgnował, aż rozkwitły jak zorze.
Były dla dziewczyny, zatroskanej matki,
spragnionych miłości, smutnej sąsiadki.
Wręczał je z uśmiechem, chciał radość darować,
po co komu żal i łzy, lepiej śmiać się i żartować.
Lecz zapomniał o niektórych, nie dla wszystkich wiązanki,
o uśmiechu już nie wspomnę, nie trafiły do wybranki.
Może jeszcze kiedyś przyjdzie,starczy dla wielu kobiet,
ma on czym obdarować, nie zapomni więc o tobie.
Dla ciebie gwiazdy w tę noc zapaliłam,
księżyca blask złożyłam w pościeli,
a głowę twoją do piersi tuliłam,
byśmy ten sen spokojny mieli.
I płyną minuty do spania gotowe,
cichutko nam budzik wymierza czas,
oczy przymknięte, myśli nowe,
coś się wybudza, rozkwita w nas.
Rozmowy nie ważne, wiele ich było,
to pora już przyszła na działanie,
upływa życie, nie zawsze miłe,
dużo za nami, czas na kochanie.
Miłości droga jest zawiła,
częste zakręty, doły, wyboje,
a jeśli nasza jest prawdziwa,
przetrwamy, bo razem, we dwoje.