Kalendarz
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 |
08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
moje wiersze to ja
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 |
08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
Wpatruję się w okno, szukam, nie wiem czego,
tam za szybą życie, zmierzam do dobrego,
moje dziś posłanie, ostatnim być może,
jeśli tylko przetrwam,zabłysnę jak zorze.
Jestem marzycielem, inny jest mój świat,
nie liczę już godzin, nie odliczam dat,
szukam pięknych rzeczy, tulę je do serca,
muskają me dłonie, zmysły w poniewierce.
Życie ci oddaję, ono jest już twoje,
teraz jestem z tobą, zatem jest nas dwoje,
i tak będzie teraz płynąć nasze życie,
ścisły umysł profesora, no i ja, marzyciel.
Mała kropelka deszczu na wietrze zatańczyła,
zwykła, niepozorna a jakże piękna była.
To niebo dziś płakało, niosło niepogodę,
a te perełki piękne, tworzyły już przeszkodę.
Opadły i na łąkę, błyszczą wśród zieleni,
pięknieje wszystko wokoło, barwami się mieni.
A małe dżdżu bąbelki zawisły na trawie,
i mnie soczysta barwa zaprasza do zabawy.
Gonię przejrzyste kropelki, one uciekają,
między palcami zgrabnie przebiegają,
i tak się bawimy, aż w kałużę wpadną,
teraz nie jestem w stanie, które to były zgadnąć.
Miłość jak motyl 9
Miłość jak motyl pięknie się rodzi,
mieni się tęczy barwami,
serca czyjegoś nie zawiedzie,
może troszeczkę - czasami.
Jest taka cudowna, dla nas istnieje,
nawet łez nie ofiaruje,
choć czasem trochę smutku przyniesie,
zaraz uśmiechem prostuje.
A jednak czasami wywoła burzę,
gdy życie gromy dostaje,
ona spowita w czarne chmury,
z nami się rozstaje.
Bywa, że kiedyś się odrodzi,
choć może nie taka sama,
nie jest tak piękna jak poprzednia,
lecz także przecież kochana.
A moja miłość ma kolor błękitny,
chowa się w jego oczach,
za firankami rzęs przepięknych,
jest dla mnie taka urocza.
Nawet gdy mrozem czasem powieje,
ona roztopi lody,
rozpala gwiazdy, słońce rozgrzewa,
a wiatr nie powieje chłodem.
Więc kiedy widzę te piękne chabry,
serce się moje raduje,
przy takich niebieskich odcieniach,
uczucie się nie marnuje.
Oczy mam przymknięte,
bo za oknem świta,
czuję chłód poranka,
który dzień już wita.
Myślę sobie; pięknie,
jestem już gotowa,
słyszę jak się budzi,
wiosenna przyroda.
Oddycham głęboko,
rześkie jest powietrze,
ile tego zdrowia,
dzisiaj w płuca zmieszczę?
Ile dźwięków pięknych,
zapamiętam sobie,
póki mogę jeszcze,
nie chowam w chorobie.
Takie piękne chwile,
warto odnotować,
inne przyjdzie życie,
będzie co żałować.
Biegnij za ptakiem co leci w przestworzach,
doganiaj swoje przepiękne marzenia,
i w górze wysoko, lekka jak obłok,
łap miłe życiu pragnienia.
One są przecież bardzo bogate;
w radości, uśmiechy, uczucia,
plany realne, chociaż dalekie,
i duszy swej nie zasmucasz.
W błękicie nad ziemią jesteś orłem,
teraz inaczej postrzegasz;
wszystko pod tobą jest takie malutkie,
a ty jesteś blisko nieba.
a pod płotem grzebie kurka,
gąska skubie trawkę sobie,
a w kurniku pachnie drobiem.
Pod parkanem chrumka świnka,
podkopuje witaminkę,
źrebak bryka sobie z klaczą,
na to wszystko cielę patrzy.
Taka to jest ta rodzinka,
chlewik, stajnia, wieprzowinka,
trochę drobiu i wołowe,
wszystko razem doborowe.
Napisany: 2018-12-09
Kocha się za nic, po prostu,
kocha się dla kochania,
więc kochaj i daj się kochać,
póki miłość nie ustanie.
Tylko nie pozwól się ranić,
ceń zawsze swoje uczucia,
dla siebie i dla niego,
dla miłych serca uciech.
Miłość jest darem ogromnym,
gdy ją masz, pielęgnuj,
wielu o niej wciąż marzy,
więc z serca jej nie zdejmuj.
Najlepiej rozumie przyrodę poeta,
no może też jeszcze prosty lud ziemi,
to oni chylą się nad pięknym kwiatem,
dary natury każdy z nich ceni.
Przyroda nam daje wiele radości,
przygarnie smutne, zmęczone dusze,
to na jej łonie serce poety,
wciąż jest gotowe do wielkich wzruszeń.
I ona tam chłonie piękne obrazy,
zapisze słowa dla potomności,
i cudne głosy koduje w umyśle,
opisze wszystko w wielkiej radości.
A może kiedyś, gdy cienie zostaną,
po nas zapłakać nie będzie komu,
ktoś się pochyli nad tymi słowami,
i trochę poczyta, w ciszy swego domu.
Na spacerze dzisiaj z rana, wróbelek powiedział,
że ja jestem jakaś smutna, skąd on o tym wiedział.
A gołąbek grucha słodko,szukasz jakiejś zmiany,
chodzisz dzisiaj tak piechotą, i spacer udany.
Kruk przeleciał szybko obok, i głośno zakrakał,
że choć chodzę zamyślona, serce mam bogate.
Jaskółeczka wciąż szybując, goniąc swe śniadanie,
cichuteńko tak mi rzekła; nic ci się nie stanie,
więc spokojnie sobie pochodź, rozmawiaj z przyrodą,
ona zawsze wierna będzie i zgodzi się z tobą.
Zobacz tylko ile prawdy jest teraz wokoło,
ile zgody, pięknych rozmów, także są i z tobą.
Kiedy zatem jest ci ciężko, wszyscy cię zawodzą,
idź na spacer, tam bezpiecznie rozmawiaj z przyrodą.
Cienie, teatralne gesty,
za człowiekiem podążają,
zatrzymują się w zenicie,
wieczorem wydłużają.
To sztuka życia się dzieje,
na scenie błazenada,
akt za aktem się toczy,
w teatrze wszystko wypada.
Aktorzy bez prób szczególnych,
tu nie potrzebne granie,
wiele do pokazania,
niech tylko na deskach stanie.
I milknie wszystko nocą,
cienie teraz schowane,
wszystko od nowa się zacznie,
gdy ranek ze słońcem wstanie.
W mych czterech ścianach - bezludna wyspa,
spokojna, cicha ma życia przystań,
choć jestem sama, nie jestem smutna,
we mnie melodia gra bałamutna.
Siedzę i piszę, co łka moja dusza,
serce do wtóru struny porusza,
i płyną słowa równo dobrane,
proste i prawe, nie zakłamane.
We śnie też dzieją się różne sprawy,
raz są poważne, raz do zabawy,
i tak ta moja wyspa bezludna,
raz bywa piękna, raz bywa trudna.
Ale cokolwiek by się zadziało,
słychać mnie zawsze, widać - to mało,
nic mojej głębi tu nie zagłuszy,
choć cztery ściany mają też uszy.
Ciężar na barkach niosła, przez życie nazbierała,
ugina się do ziemi, lżej w życiu to już miała.
Rok każdy swoje dołożył, zdjął czasem ociupinkę,
na chwilę ciężar odłożył, i znów dołożył krztynkę.
Chętnie by go oddała, no może zamieniła,
tylko z kim by się zdało, nikogo nie wyróżniła.
Każdy nosi ciężary, stosowne do wieku swojego,
im więcej latek przybywa, tym życie dokłada złego.
W duszy mi gra muzyka,
to dźwięki serca mojego,
zmysłami ją dotykam,
wychodzi coś cudownego.
W niej jesteś piękną jesienią,
z astrami i powojami,
w liśćmi w bukiecie czerwienią,
w dłoni pięknymi kasztanami.
I płynie ta cudna muzyka;
przebiega po fortepianie,
tuli się też do smyków;
skrzypki też grają ładnie.
Tak trudno się teraz rozstać,
kiedy tony już milkną,
pytań mi nie zadawaj,
żyjmy tą piękną chwilką.
Nostalgia dopada często późną porą,
niebo kojarzy się wtedy z deszczem,
a błękit morza czarą goryczy,
w kieliszku wina zatopiony smutek jeszcze.
Łzy żrące toną w czarnej kawie,
przez tęsknoty, które miała cały skład,
a papieros zastąpił jej pocałunki,
w szufladzie leży zasuszony, biały kwiat.
Do serca więc tuli oddech życia,
gdy może, chłonie szeptane słowa,
pocałunki zbiera, skrzętnie liczy,
i się zrywa, skrzydła już gotowe.
UCZUCIA SCHOWANE 9
Gdy sen okrutny dopadł cię nocą,
przypomniał sobie o twojej przeszłości,
lęki przeminą gdy się obudzisz,
dusza się wyrwie z ponurej ciemności.
Nie jest to proste, długo tam byłaś,
otwierasz oczy i zmienia się świat,
aż w końcu myślisz; śniłam czy żyłam,
jest coraz piękniej - więc patrz.
Spójrz w lustro prawdy, przyglądnij się;
to życie twoje, konkretne daty,
co było, odeszło, pięknie się dzieje,
kolory ktoś oddał, choć zmieniał przez lata.
Więc otwórz serce, póki nie późno,
w porannej rosie obmyj myśli,
świat teraz będzie taki cudowny,
na pewno inny, w barwach się przyśni.
Atramentem ta noc się stała,
ukryła gwiazdy, księżyc zgasiła,
ponury półmrok wstaje teraz,
ta piękna noc w grom się zmieniła.
Bez wielkich marzeń, spokojnych snów,
groźna jest ona, gromami ciska,
zakrywam twarz, przeczekam ją,
bo z godzinami będzie mi bliska.
Przeminie przecież, trwać będzie krótko,
powoli promienie oplotą me ciało,
i zajaśnieje mój dzień przepiękny,
a ciebie będzie mi ciągle mało.
I dłoń wyciągnę, i chwytać będę,
twe pocałunki gorące w locie,
uśmiechy szczere i aksamitne,
dla serc stęsknionych dobroci.
Nie rani się serca, które cię kocha,
bo ono przecież ból czuje,
pragnąłeś szczęścia tylko dla siebie,
i nie wiesz, jak wszystko psujesz.
Kiedyś być może przyjdzie refleksja,
co wtedy powiesz sobie,
że umiesz kochać, gdy tylko zechcesz,
ale co serce odpowie.
Kiedyś zapłaczesz nad swą miłością,
bo kochać nie umiałeś,
to co jest tobie teraz miłe,
jej właśnie to zabrałeś.
Więc szanuj i kochaj serce oddane,
niech szczęście będzie z wami,
przez lata całe dobrze jest razem,
nie tylko być z sobą czasami.
Gdy przymknę zmęczone oczy,
odpłynę w świat dobrych zdarzeń,
pod powiekami obrazy zatrzasnę,
zatrzymam je w sferze marzeń.
Podróż choć krótka, wymowna,
bo przecież moja własna,
w sercu zostawia ślady,
ocenia, czy jest już trafna.
Dla ciebie wszystko się dzieje,
a dusza pragnie miłości,
jest wciąż skupiona na sobie,
szuka doskonałości.
Miłość jest darem, więc patrzę,
nadzieja drogę wskazuje,
utkwiony wzrok w pewną przyszłość,
i na niej się koncentruję.
Dzień za dniem, krok za krokiem przemierzamy swoje życie,
wciąż spragnieni wielkich uczuć, dołączamy to do życzeń.
I łowimy miłe słowa, sami dużo też czujemy,
wyciągamy swoje dłonie, bo dotyku my pragniemy;
Uczuć wielkich, niespokojnych, słów miłości i czułości,
lgniemy do serc nam kochanych, pozbywamy się zazdrości.
Dotyk dłoni aksamitnej, kiedyś też rozpali zmysły,
i jak bańki te mydlane, już opory nasze prysły.
Kiedy kochać przyjdzie kiedyś, to na pewno tak naprawdę, serca niespokojne będą, nie obłudne, i nie harde.
Ech miłości ty jedyna, jesteś sensem tego świata,
kto nie kochał nigdy ciebie, to w uczucia nie bogaty.
Wśród wielu zwykłych, dziennych spraw,
marzenia swoje miejsce mają,
osiądą w sercu gdzieś na dnie,
bo myśli swoje wciąż kochają.
A nam pisane jest rozstanie,
choć po policzkach płyną łzy,
tak będzie lepiej teraz dla nas,
i nie bądź na mnie ciągle zły.
W imię miłości ja przebaczam,
bo we mnie jest nadzieja ta,
odchodzę, jestem i powracam,
niepewna, zwiewna, ja tak mam.
A miłość zabić nie jest łatwo,
odporna jest na wiele zła,
i z wielu dróg samotnych wraca,
gdy cisza wciąż w eterze trwa.
Kiedyś odrodzi się na nowo,
ale już inna, bo inny ktoś,
nie ważna wtedy jest przyczyna,
nie zrobi miłość nam na złość.
Wykradła się spod świadomości,
niepokój w sercu zasiewa,
w głowie czasami też siądzie,
i łzami wszystko zalewa.
Drogi proste popląta;
jeśli zrobić to zdoła,
całkiem zawładnie myślami;
jest do tego gotowa.
Czy pozwolić jej na to
by duszą rządziła,
może jeszcze nie teraz,
kiedyś będzie gościła.
Niech troszeczkę poczeka,
zdąży myśli poznać,
na razie jesień za progiem,
ma dla nas wiele doznań.
Wiatr usiadł sobie na chmurce,płyną więc razem po niebie,
zmieniają kształt i kierunki,zabawni są teraz dla siebie.
Pikuje wiatr pędem do ziemi,i tutaj poszarpał już łany,
na łące falują też trawy,wszystkiego jest teraz ciekawy.
Zagląda więc w każdy zakątek,pośpiewa gdy jest wesoły,
pobiega między domami, zaglądnie także do szkoły.
Bo przecież jest już blisko kiedy to gwarem zahuczy,
wesołe głosy i śpiewy, dzieci wszystkiego nauczy.
I tętnić będzie życie,jak wiatry po korytarzach,
przegonią ciszę i spokój,wiele się będzie zdarzać.
Witaj więc szkoło kochana,za tobą zatęsknią dzieci,
przez parę miesięcy jak wiatry,szybko ten czas im zleci.
Ptak z podciętym skrzydłem
do lotu się nie zerwie,
opada w dół bezradnie,
bez szans na rejs po niebie.
Tak przytłoczony smutkiem,
snuć będzie się po ziemi,
i żywot teraz smutny,
dopóki ktoś nie zmieni.
Już nie dla niego przestrzeń,
wolności już nie zazna,
choć jeszcze chodzić może,
pociecha to jest żadna.
Ech ty poeto, z przepięknym sercem,
ono dla ciebie wciąż bije,
wszystkie wspomnienia w nim zapisane,
i dzięki niemu wciąż żyjesz.
Zbierasz uczucia, przygarniasz smutki,
ciekawi cię każdy kamień,
kiedy usłyszysz słowa miłości,
wtedy już żyjesz dla niej.
Swoją wrażliwość przelewasz w wiersze,
one cię dobrze rozumieją,
dlatego na każdej swojej wycieczce,
słowa spisujesz z nadzieją.
I płyną one w sercu zebrane,
dusza się teraz weseli,
już powiedziałeś w strofach wiersza,
nim teraz się podzielisz.
Smuteczku mój drogi, dziś rękę wyciągasz,
spragniony ty jesteś moich objęć słabych,
podaję ci siebie na dzisiejszą drogę,
me serce masz teraz do swojej zabawy.
Smuteczku kochany, słońce mi zasłaniasz,
prowadzisz przez cienie, i jego urody,
spuszczone me ręce, ciężkie niczym kamień,
nie ważne są teraz piękności pogody.
I krętą swą drogą mnie wiedziesz uparcie,
więc padam, utykam, podnoszę się stale,
a ty takie pewny, że masz moje życie,
uciskasz me serce teraz wytrwale.
Lecz władza twa kiedyś będzie się kończyć,
bo jest też w życiu pewna miara radości,
więc sięgnie i ona kiedyś po me serce,
i z wielką czułością poddam się miłości.
Z twoich ramion dzisiaj poduszkę ja zrobię,
będę się tuliła, w zdrowiu czy w chorobie,
to bezpieczne miejsce dla mnie przeznaczone,
podparte uczuciem, i moje, wyśnione.
Opuszczę je wtedy, gdy będę musiała,
w nich często przed światem będę się chowała,
będziesz mnie więc chronił, bym była bezpieczna,
ja i moje serce, będziemy ci wdzięczni.
Teraz mnie poprowadź tam, gdzie piękno mieszka,
za rękę z uśmiechem, piękna ta wycieczka,
to są takie miejsca o jakich marzyłam,
jeszcze razem z tobą będę tam szczęśliwa.
Perły, perełki, drogie kamienie,
bursztyny, srebro, złoto i mienie,
to wszystko może kogoś pociągać,
nęcić, zachwycać, ciągle spoglądać.
Ja jednak widzę to już inaczej,
dla mnie bogactwo niewiele znaczy,
cenię ja szczerość, przyjaźń, oddanie,
miłość i radość, nie zakłamanie.
Bogactwo owszem, ale duchowe,
z nim to przebywać zawsze mogę,
rozmowy szczere, dużo czułości,
braterska jedność co nie zazdrości.
Miłość do Boga, praca dla Niego,
bo to jest przecież coś szczególnego,
więzi istotne, także oddanie,
gdy razem w wierze, piękne kochanie.
Czuję oddech na mej twarzy,
wiatr powiewem mu wtóruje,
piękne oczy twe niebieskie,
i z czułością mnie całujesz.
Dotyk czuły mnie rozpala,
lecę z obłokami w niebo,
już na wiele ja pozwalam,
potrzebuję więc dziś tego.
A powietrze jest gorące,
w sercach naszych także płomień,
razem wiele mamy doznań,
już opadam nieprzytomnie.
A ramiona tak bezpieczne,
oplatają moje ciało,
więc wtulona w nie z ufnością,
mówię; ciągle ciebie mało.
To dla ciebie dziś kochanie,
jestem teraz tak spragniona,
i rozumiesz co się dzieje,
miłość nasza jest spełniona!
Kupiłam dzisiaj za grosik świat,
ten kolorowy, z moich snów,
poukładałam w nim mój czas,
jeden czas, nie było dwóch.
Musi być taki waniliowy,
zapachy piękne mają być,
smak będzie teraz orzechowy,
aby się chciało w nim żyć.
Swoje kolory tęcza użyczy,
ozdobi niebo w każdy dzień,
zabraknie w nim smaku goryczy,
za cieniem będzie drugi cień.
Więc pofrunęły piękne marzenia,
skrzydeł ogromnych dostały,
i wszystko teraz się zmienia,
bo tak latały, latały...
Już powracają, bo się znużyły,
czas więc odłożyć piękne skrzydła,
na ziemię więc sobie przybyły,
realny świat też się przyda.
Moje serce co ty robisz,
każesz tęsknisz mojej duszy,
miłość przecież się skończyła,
ty gotowe wciąż do wzruszeń.
Więc mi powiedz, czy tak długo
będziesz tęsknić, serce moje,
za tym, co już przecież było,
te rozterki tylko twoje.
Takie właśnie moje wnętrze,
wciąż przeżywa to co było,
nić utkana z moich przeżyć,
każda jemu data miła.
I tak płyną dnia godziny,
tydzień w miesiąc się przemienia,
a ty ciągle go wspominasz,
na cóż tobie te marzenia?
I choć bardzo się starałam,
pustkę srogą już wypełnić,
lecz zastąpić, jakże trudno,
na innego Cię zamienić?
Myśli sobie sroczka mała w obiadowej porze;
zrobię mężusiowi obiad, tym mu tak dogodzę,
więc się wzięła do roboty, wszystko ustawiła,
lecz gdy przyszedł czas obiadu,jakże się zdziwiła.
Jej ten miły, ukochany, nie zjawił się w domu,
poszedł sobie z kolegami, i nie bał się gromów.
Zasmucona żonka miła jego zachowaniem,
zaprosiła więc sąsiada, obiad on dostanie.
Kiedy luby w końcu przyszedł, jakże był zdziwiony,
że ten obiad zjadł za niego, sąsiad jego żony.
Cóż się złościsz mężu drogi, obiad ja zrobiłam,
skoro dzisiaj nim wzgardziłeś, sąsiada uraczyłam.
Pilnuj zatem swego gniazda, w obce nie zaglądaj,
bo któregoś dnia się zdziwisz; twojego ktoś dogląda.
Podniosłam kwiat zdeptany,
ktoś go sponiewierał,
nieczułe czyjeś serce,
niegodny życia finał.
Tak wielu jest zranionych tych,
co po świecie chodzi,
wielu jest przecież takich,
co wierne dusze zwodzi.
I ciągle brak pewności,
co się z nami stanie,
odtrąci czy przytuli,
zdrada czy kochanie?
A jednak coś brakuje,
bardzo się za czymś tęskni,
gonimy za ułudą,
aż serce w końcu pęknie.
Choć czasem się zabliźnia,
lecz rysa pozostaje,
potrzebne było komuś,
toksyczne to kochanie?
Idę boso po łące, pod stopami zieleń,
stawiam stopy ostrożnie, życia tu jest wiele.
Tutaj biedroneczki znalazły swobodę,
liczą swoje kropki, podziwiają urodę.
Żuczki raźnie biegną, taki ich maraton,
a świerszcze zaspane, spoglądają na to.
Mrówki pracowite, w szeregu już stoją,
to co im potrzebne, zbierają i zbroją.
A nad łąką ptaki śpiewają swe trele,
wesoło i miło, i szczęścia jest wiele.
Podziwiają łąki, dużo tu się dzieje,
pod listkami pięknymi pracują przyjaciele.
Pięknie żyje przyroda, jakże pracowita,
jak nikt nie przeszkadza, cudownie rozkwita,
bo przyroda tak właśnie jest poukładana,
wie co robić zawsze, od rana do rana.
Na listkach wiatr grywa muzykę,
a deszcz równy rytm wybija,
w konarach schowały się ptaki,
pogoda jest teraz niczyja.
Powietrze ciepłe, przyjemne,
bo lato ze sobą to niesie,
a spacer jest nawet udany,
dopóki nie przyjdzie jesień.
Nawet kałuże też cieszą;
wróbelki się kąpią i dzieci,
parasol, choć się przydaje,
to lepiej gdy deszcz ciało pieści.